sobota, 25 lipca 2009

Nowy Harry Potter


Po co adaptować i jak adaptować? Mam wrażenie, że twórcy filmów o Harrym nie zadali sobie tych pytań. Bowiem przedsięwzięcie, jakiego się podjęli przypomina swoją formą wysiłki bogatej damy pragnącej wybudować letni pałacyk.Dama ta nie ma gustu, ale za to sporo pieniędzy. Materiały, jakich używa są najlepszej jakości, zajmują się tą budową doświadczeni i uznani architekci, ale traktują to jako chałturę. Dlatego też palacyk zaczyna przypominać eklektyczne monstrum, wyposażone w kolumny wszystkich stylów i porządków oraz w ozdoby z wszystkich stron świata.
Trudno nie pokusić się o porównanie z trylogią Tolkiena zrealizowaną przez Petera jacksona. Jego projekt narodził się w głowie jednego człowieka (ewentualnie grupy ludzi), który poświęcił się temu bez reszty i który realizował go według ściśle określonego planu. Twórcy Harryego nie mają planu, nie mają wizji. "Harry Potter i Książę Półkrwi" to nie ekranizacja książki. To po prostu seria bardziej lub mniej udanych scen luźno ze sobą powiązanych pod względem fabularnym.
Nie mogli zawieść aktorzy: czołówka angielskiej elity i młodzi aktorzy, którzy z filmu film poszerzają swoj aktorski warsztat. Literacki pierwowzór też jest bez zarzutu. Sądzę, że jest to wina reżysera, który jest tylko sprawnym rzemieślnikiem. Nie podobał mi się również scenariusz. Brakowało mu myśli przewodniej, wycięto wiele kapitalnych scen z książki, uproszczono, bądź zupełnie zmieniono inne.
Na koniec chciałabym postawić dwa pytania: po co ingerować w coś, co już jest dobre? i gdzie do cholery był Voldemort?